Zanim skończy się okres zimowy, postanowiłem obejrzeć okoliczne lasy, co są warte, dla mnie fotograficznie. Wyruszyłem z domu ok. 14 a doszedłem do przystanku tramwajowego po 2 godzinach.
Najpierw wszedłem na Dębową Górkę, na tyłach Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, gdzie na co dzień pracuję. Zobaczyłem zwykłe krzaczory i drzewa, tu nie będę przychodził na zdjęcia. Znalazłem też ni to opuszczoną piwnicę, ni to zasypane pomieszczenia techniczne. Nic ciekawego. Gdy wyszedłem z tego lasu, na odkrytej przestrzeni obejrzałem placyk po starym lądowisku dla śmigłowców (nowe jest na dachu CMI). Zszedłem do ul. Smoluchowskiego i wszedłem w kolejny lasek, w którym znów było za dużo śladów ludzkich. Między domkami przeszedłem do Parku w Dolinie Królów. Tu zaliczyłem punkt widokowy ale zdjęć nie robiłem, bo to zwykły park miejski. Wszedłem w końcu do Parku Sobótka.
Skąd się wzięła nazwa tych terenów warto poczytać w artykułach
Aleksandra MasłowskiegoNa tropach gdańskiej Sobótki cz. I Na tropach gdańskiej Sobótki cz. II Na tropach gdańskiej Sobótki cz. III Najwyższym wzgórzem parku jest Królewskie Wzgórze (99,2 m n.p.m)
ze „ślimakiem” na górze
Z tego punktu widokowego daleko można popatrzeć tylko w kierunku Politechniki
Na lewo są drzewa
i na prawo są drzewa
Jako, że zachodziło słońce pospieszyłem szukać motywów w tym ciepłym słońcu
Gdy słońce się już schowało „za górami, za lasami” pospieszyłem do tramwaju. Po drodze minąłem dwa mniejsze szczyty, zobaczyłem Diabelski Kamień, rozpadającą się dom w stylu gdańskiego neorenesansu i kościół św. Piotra i Pawła.
Myślę, że do Parku Sobótka jeszcze będę zaglądał, bo choć jest to park, to na tyle w sumie stary, że już ładny.
A tu „serduszko” dla wszystkich Czytelników ;-)
© Sławomir Maizner